Grzegorz Skrzypczak, prezes zarządu ElektroEko
W ostatnich tygodniach pojawiły się dwie pozornie nieszkodliwe informacje. W zestawieniu tworzą jednak obraz poważnych zmian, które mogą dotknąć cały europejski system gospodarowania elektroodpadami. Pierwsza to postęp prac nad nowelizacją dyrektywy WEEE, druga – propozycja nowego budżetu UE na lata 2028 – 2035. Obie łączy jedna liczba – 15 mld euro rocznie.
W lipcu Komisja Europejska przedstawiła projekt budżetu, w którym jednym ze źródeł dochodów ma być opłata za niezebrane elektroodpady. Na papierze mechanizm jest prosty: 2 euro za każdy kilogram elektrośmieci, który nie trafił do systemu odzysku. Przy założeniu, że w UE nie zbiera się około 7,5 mln ton ZSEE rocznie, daje to właśnie owe 15 mld euro.
Problem w tym, że nikt nie wyjaśnił, kto dokładnie ma te pieniądze wpłacać. Czy państwa członkowskie? Organizacje odzysku? Producenci? A może wszyscy po trochu? Szczegóły pozostają tajemnicą, ale jedno jest pewne – środki te mają trafiać do budżetu UE, a nie wspierać rozwój systemów odzysku.
Media międzynarodowe nie mają wątpliwości: nowa opłata to rekompensata za rezygnację przez UE z podatku cyfrowego, który miał objąć amerykańskie korporacje technologiczne. W obliczu negocjacji handlowych z administracją Trumpa, Bruksela zdecydowała się udobruchać Waszyngton. Skoro nie można obciążyć podatkami big techów z USA, trzeba znaleźć inne źródło dochodów. I znaleziono – sprzęt elektryczny i elektroniczny sprzedawany w Europie.
To paradoks naszych czasów. Sektor ZSEE przez lata budował sprawny system finansowania odzysku oparty na rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Teraz okazuje się, że może stać się źródłem dochodów dla zupełnie innych celów. A kosztów – jak zwykle – nie poniosą ci, którzy do tej pory unikali odpowiedzialności
Równolegle trwają prace nad nowelizacją dyrektywy WEEE. Jako członek grupy konsultacyjnej WEEE Forum uczestniczę w opiniowaniu kluczowych zmian. Jedną z najważniejszych propozycji jest przejście od celów wagowych do materialnych – skupienie się na odzysku konkretnych surowców krytycznych. Inną zmianą przy wyznaczaniu celów może być większe uwzględnienie cyklu „życia” produktów jako istotnego kryterium. W praktyce oznacza to, że im dłużej sprzęt pozostaje w użyciu, tym mniejsze są wynikające z tego obowiązki zbierania i przetwarzania. Zupełnie oddzielnym tematem pozostają nowe kategorie sprzętu, o unikalnych cechach użytkowych i technologicznych, dla których wyznaczone poziomy obowiązków będą prawdopodobnie jeszcze niższe.
To słuszny kierunek. W teorii. Tyle że w świetle planowanych zmian budżetowych pojawia się pytanie: czy nowelizacja ma realnie poprawić efektywność systemu, czy raczej przygotować grunt pod nowy model finansowania? Czy nowe cele będą służyć środowisku, czy dochodom UE? I chyba już najwyższy czas, żebyśmy w Polsce wyznaczyli kierunki działania pozwalające na wykorzystanie dużego zaplecza technologicznego, którym dysponujemy.
Jako przedstawiciel organizacji odzysku z Polski czuję się zobowiązany zadać niewygodne pytania. Po pierwsze: dlaczego sektor, który przez 20 lat budował system oparty na odpowiedzialności producenta, ma teraz finansować ogólne wydatki UE? Po drugie: czy opłata 2 euro za kilogram rzeczywiście zachęci do lepszego zbierania, czy stanie się tylko nowym obciążeniem fiskalnym?
Po trzecie – czy takie rozwiązania nie będą nowym impulsem do rozwoju szarej strefy w branży ZSEE, i to nie tylko w Polsce? Jeśli państwa będą płacić UE za każdy niezebrany kilogram, raportowanie zebrania i recyklingu fikcyjnych mas może stać się wygodne również na poziomie budżetów krajowych. Historia uczy, że gdy pojawiają się wysokie opłaty bez odpowiednich mechanizmów kontrolnych, rynek odpowiada na nie na swój sposób – niekoniecznie zgodny z duchem przepisów.
Po czwarte – i to najważniejsze – gdzie w tej układance są pieniądze na rzeczywisty rozwój technologii odzysku? Na inwestycje w zakłady przetwarzania? Na edukację konsumentów? Wszystko wskazuje na to, że środki popłyną do Brukseli, a branża zostanie z nowymi obowiązkami bez środków i narzędzi do ich realizacji.
Sektor ZSEE to nie bankomat dla budżetu UE. To złożony system, który wymaga ciągłych inwestycji i optymalizacji. Jeśli Komisja Europejska chce wprowadzić nowe opłaty, powinna jasno określić ich cel, mechanizm działania i sposób rozliczania. Przede wszystkim jednak powinna odpowiedzieć na pytanie: czy rzeczywiście chodzi o poprawę systemu, czy o łatanie dziur budżetowych?
Branża zasługuje na transparentność. Konsumenci zasługują na uczciwość. A środowisko – na skuteczne rozwiązania, nie kolejne obciążenia fiskalne pod pozorem ochrony środowiska.
Najbliższe miesiące pokażą, czy UE potraktuje sektor ZSEE jako partnera w budowaniu gospodarki cyrkularnej, czy jako wygodne źródło dochodów. Od tej decyzji zależy przyszłość całego systemu w Europie.
© 2025 InfoMarket