Do końca 2019 r. Polska była liderem w przyjmowaniu do pracy osób z zagranicy. W większości byli to pracownicy z Ukrainy. Czy będzie tak w dalszym ciągu? Jak sytuacja dotycząca napływu kadr z zagranicy będzie wyglądać w 2020 roku? Co powinniśmy zrobić, aby pozostać celem migrantów zarobkowych ze Wschodu?
Według wszelkich przesłanek Polska nadal powinna pozostać liderem napływu siły roboczej z zagranicy w 2020 roku.
– Wbrew oczekiwaniom migrantów zarobkowych zza naszej wschodniej granicy, Niemcy nie otworzą dla nich swoich granic w marcu 2020 r. w takim szerokim zakresie, na jaki liczono. Szansę na wyjazd będą mieli jedynie wysoko wyspecjalizowani pracownicy, którzy spełnią dodatkowo szereg uwarunkowań narzuconych przez nowe regulacje prawne oraz znają język niemiecki na wystarczająco dobrym poziomie. Oznacza to mniejszy odpływ pracowników z Polski do Niemiec, a co za tym idzie – mniejsze zagrożenie destabilizacją poziomu zatrudnienia w naszym kraju – twierdzi Mariusz Hoszowski z Agencji Pracy Smart Work.
Jednak zdaniem eksperta nie jest to powód do zbyt wczesnej radości. Choć prognozy z końca roku 2019 mówiły o odpływie co najmniej pół miliona pracowników z Polski do Niemiec, to polityka migracyjna naszych zachodnich sąsiadów dała nam póki co możliwość oddechu. Pytanie tylko – na jak długo?
– Patrząc na ogromne braki kadrowe w Niemczech, możemy jedynie przypuszczać, że tamtejszy rząd będzie zmuszony do zmiany swojej polityki dotyczącej migracji zarobkowej w kolejnych latach i złagodzenia zasad przyjmowania pracowników spoza UE – dodaje Mariusz Hoszczowski.
Polska, aby pozostać celem migrantów zarobkowych ze Wschodu, powinna przede wszystkim skoncentrować się na takich działaniach, które zatrzymają ich u nas jak najdłużej, tak, aby nie opuszczali naszego kraju po trzech przepracowanych miesiącach. Co ciekawe, z obserwacji Smart Work wynika, że większość obywateli Ukrainy chciałoby zakotwiczyć w naszym kraju na dłużej – nawet do 3 lat.
© 2024 InfoMarket