Grzegorz Skrzypczak – prezes zarządu ElektroEko Organizacja Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego SA
W ZSEE nie mamy już kłopotu z „jednym zepsutym elementem”. Mamy wadliwy układ naczyń połączonych, w którym złe bodźce i błędna architektura wzmacniają się nawzajem. Efekt jest biznesowo prosty: system pożera zaufanie i pieniądze szybciej, niż dostarcza wartości. W praktyce mamy bowiem do czynienia z rozszerzoną odpowiedzialnością i ograniczoną sprawczością, które są wyjątkowym paradoksem systemu elektroodpadów w Polsce.
Gdy rynek sprzętu AGD i RTV jest „chudszy” niż kilka sezonów temu, w branży zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego pojawia się „nadpodaż” mocy przetwórczych zakładów przetwarzania (spadają wolumeny od wprowadzających), a wraz z nią nerwowa gra o zapełnienie tej luki, co w konsekwencji rozwija tendencje do „naciągania” i dowolnej interpretacji prawa, co wzmacnia patologie systemu. Nadzór poprzez BDO jest śladowy. Brakuje reakcji ze strony instytucji państwa na praktyki ograniczające konkurencyjność. Ignorowane są też pomówienia i kłamstwa w rozpaczliwych próbach pozyskiwania klientów, którymi są ci, którzy ponoszą koszty finansowe systemu, czyli wprowadzający – nie zawsze zorientowani w mechanizmach branży elektrorecyklingu.
Szara strefa nie bierze się znikąd. Gdy linie stoją niedociążone, a spłaty kredytów i koszty stałe nie znają litości, szuka się ścieżek „na skróty”. Jeśli dołożyć do tego niejednoznaczne role rynkowe, rozproszone dane, brak spójnego prawa i dowolność w jego interpretacji, wrażliwość systemu na nadużycia rośnie. Chociaż dziś nikt nie płaci opłaty produktowej za brak realizacji celów wyznaczonych przez prawo, to ryzyko, że w przyszłości rachunek przyjdzie do tych, którzy nie mieli faktycznej kontroli nad procesami, za które od lat płacą, jest realne. I to jest sedno problemu: rozszerzona odpowiedzialność z bardzo ograniczonymi narzędziami nadzoru.
Pierwsza to brak funduszy powierniczych dla kategorii długowiecznych. Pieniądz wpływa dzisiaj, obowiązek recyklingu powstanie jutro. Bez odłożonego kapitału przy pierwszej dużej fali odpadów pojawi się finansowa wyrwa.
Druga to odpowiedzialność finansowa wprowadzających przy szczątkowej sprawczości operacyjnej. Płacisz za efekt, na który nie masz pełnego wpływu – i masz ograniczone możliwości, by zapobiec niekontrolowanemu wzrostowi kosztów w przyszłości.
Trzecia to ryzyko nowej daniny po stronie UE za niezebrane elektroodpady. To instrument fiskalny, a nie rozwojowy: nie wzmacnia krajowych systemów, nie poprawia jakości danych, nie buduje popytu na recyklaty. Osłabia zdolność do inwestycji dokładnie tam, gdzie inwestycje są potrzebne.
Nadmiar mocy i niejasne powiązania kapitałowe zniekształcają ceny i osłabiają jakość usług, słabe dane nie dają kontroli, odpowiedzialność ląduje u płatnika, koszty w krótkiej i dłuższej perspektywie przestają być kontrolowane, oficjalne wskaźniki puchną, a rozwój stoi w miejscu; po kilku latach do drzwi puka dodatkowa danina, ceny rosną jeszcze mocniej. To pętla, nie linia prosta. Zamiast gospodarki obiegu zamkniętego mamy perspektywę zamkniętego obiegu zagrożeń. Zagrożeń, których przybywa.
Obecnie widzimy, jak jedna nowa interpretacja przepisów potrafi wywrócić wieloletnią praktykę i zażądać rozwiązań sprzecznych z realiami łańcucha dostaw, takich jak bezpośrednie przekazywanie frakcji każdorazowo do recyklera ostatecznego. To rodzi praktyczne konsekwencje: wstrzymywanie odbiorów, spiętrzanie zapasów, zatory płatnicze, a w tle groźbę sankcji wobec podmiotów, które dotąd działały zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem. Chociaż chwilę później pojawiły się zapowiedzi „interwencji legislacyjnej”, to koszt niepewności zdążył już urosnąć. Brak spójności i przewidywalności prawa scala się z resztą problemów i wzmacnia pętlę ryzyka.
W gospodarowaniu zużytym sprzętem elektrycznym i elektronicznym nie potrzeba rewolucji, potrzeba konsekwencji. Organizacje odzysku muszą być oddzielone właścicielsko i operacyjnie od zakładów przetwarzania. Przypominam, że jest to wymóg ustawowy, który część podmiotów kreatywnie obchodzi przez tworzenie powiązań kapitałowych. Dane i raporty dotyczące funkcjonowania rynku muszą być dostępne dla wprowadzających w czasie bliskim rzeczywistemu, z walidacją mas i kontrolą krzyżową.
Rozszerzonej odpowiedzialności producenta powinien towarzyszyć rozszerzony nadzór: prawo audytu, wgląd w koszty i stosowane technologie. Dla kategorii długowiecznych potrzebne są fundusze powiernicze zabezpieczające przetworzenie w przyszłości. I wreszcie – trzeba zbudować popyt na recyklaty: kontrakty długoterminowe, pilotaże dopłat, kryteria w zamówieniach publicznych. Bez tego recykling pozostanie wyłącznie kosztem, a nie elementem wartości.
Jeśli mamy mówić o gospodarce cyrkularnej serio, zacznijmy od cyrkularności ryzyka. Rozpoznać pętlę zagrożeń dla wprowadzających, przeciąć ją w najsłabszym punkcie i dopiero wtedy kręcić koło… ale rozwoju. Bo inaczej z gospodarki cyrkularnej zostanie nam sam cyrk.
© 2025 InfoMarket