Raty 0% i VAT 0%

Raty 0% i VAT 0%

Zero procent rozsądku wykazują konsumenci, którzy wierzą, że ktoś zapłaci za nich podatek VAT lub bezinteresownie pożyczy kasę bez prowizji. Wystarczy zadać sobie proste pytanie: czy ktokolwiek widział, aby ktoś w kapitalizmie dał drugiemu coś za darmo? Nie ma takiej opcji. Na pewno nikt za Ciebie za nic nie zapłaci. Jest to tak pewne jak śmierć i płacenie podatków. Pozostaje jedynie kwestia, kto i jak ładnie Cię omami albo – jak ma to miejsce w kuriozalnych przypadkach – sprzeda Ci Twój dług, jako Twój zarobek. A propos handlowych „technik”, po kilku głośnych kontrolach fiskusa zauważcie Państwo, że nie mówi się już o sprzedaży „bez podatku VAT”, ale o tym, że jest „taniej o wartość podatku VAT”. Postęp. Co prawda XIX wieczny, ale zawsze...

Pamiętaj:

- podatek VAT musi być płacony zawsze przez klienta indywidulnego wraz z nabyciem towaru. Sklep ani żaden podmiot handlowy nie ma prawa z niego zwolnić konsumenta, zastępować go lub przenosić kwoty podatku w czasie,

- systemy ratalne i rynek kredytowy w ogóle jest ogromną zdobyczą cywilizacji. Mechanizmy udzielania pożyczek nie mogą jednak zaprzeczać podstawom ekonomii, takim jak choćby brak kosztów ich udzielenia czy obsługi,

- każdy kredyt, w tym sprzedaż na raty kosztuje. Nawet, jeśli w przekazie uwidaczniane jest owe „zero procent” to w praktyce gdzieś w tle pozostaje ukryty koszt. Nie zawsze „formalnie” płaci go klient, ale ktoś zapłacić musi,

- sprawdzając warunki i dzieląc faktyczną cenę produktu przez liczbę rat oraz inne koszty i zobowiązania wyjdzie w praktyce, ile tak naprawdę cała operacja związana wzięciem kredytu ratalnego nas kosztuje, i co na nas wymusza,

- warto zwrócić uwagę na dodatkowe usługi posprzedażne w postaci przedłużenia gwarancji (np. do 5 lat), ubezpieczenie towaru od kradzieży, itp. Pamiętajmy, że kupujemy komfort i bezpieczeństwo. To także kosztuje.

Raty zero procent – kto za to płaci?
Jeszcze dwadzieścia lat temu byłoby nie do pomyślenia, żeby ktoś komuś udzielił kredytu ratalnego za darmochę. Dziś „zero procent” prowizji wstępnej, zero procent prowizji od kwoty czy darmowe odsetki stają się faktem. Konkurencyjny rynek wymusił ogromne zmiany, tyle, że są to zmiany… pozorne i iluzoryczne. Faktem jest bowiem, że nie płacimy być może prowizji odsetek, ale każdy kredyt kosztuje. Czasem koszty te są już nie tyle ukryte, co tak misternie zaowalowane, że nie są ich w stanie ani wyliczyć ani nawet potem znaleźć nawet sami ich twórcy…
Tymczasem, każdy kredyt, „gdzieś” kosztuje i „ktoś” musi go zapłacić. Owe „gdzieś” oznacza jakiś etap transakcji i usług z nim związanych, zaś wspomniany „ktoś”, to ten kto za to fizycznie płaci. Nie sądzicie Państwo chyba, że bank czy sklep, który wam coś sprzedaje założy za was choćby złotówkę. Same papiery do wniosków czy same druki kredytu to już na dzień dobrych parę złotych. I ktoś te parę złotych płaci, a jeśli klientów są tysiące – no to płaci tysiące. Z własnej kieszeni? He, he… na pewno, że nie. Z Państwa kieszeni płaci. I jeśli nawet fizycznie w danym kredycie nie oddacie Państwo złotówki, to niedługo potem oddacie ich wiele, albo co innego kupując, albo płacąc za dziwne, przypadkowe ubezpieczenia, albo z kartę, którą przecież założono „za darmo”.

Z dala od spiral, piramid i oscylatorów
Obecnie na rynku poza handlowymi sztuczkami doszło do zbudowania wielu irracjonalnych mechanizmów. Jako one zwykle się kończą, wiemy wszyscy. Zwłaszcza, kiedy wracamy do genezy ostatniego światowego kryzysu, w którym katem i ofiarą stały się banki. Synonimem oszukiwania samego siebie były mechanizmy w postaci wszelkiego rodzaju „piramid”, „spiral” i „oscylatorów”. W Polsce do dziś wielu ludzi budzi się niewyspanych, dalej nie rozumiejąc, co tak naprawdę stało się z ich kasą wpłaconą do Amber Gold. Inni długo nie mogą zasnąć, kiedy przypomną sobie, jak po raz pierwszy skorzystali z „chwilówki”. W przypadku prostych rat na sprzęt domowy czy elektronikę, wywieźć aż tak w pole konsumentów się nie da, tym niemniej dzisiejsze mechanizmy czasem potrafią zaboleć. Na pewno też wiją długi i bolesny (choć jeszcze niewidoczny) bat dla jej twórców. A więc tych, którzy wirtualnie wrzucają koszta w cenę produktu czy maskują ją przed bankiem, klientem i samym sobą. Oczywiście to będzie miało kiedyś swój koniec. Oczywiście marny. Póki co korzystajmy z „zerowych” rat ile wlezie! Tylko sprawdzajmy faktyczne kwoty, ile przepłacamy i co jeszcze „musimy”.

Jak nie przepłacać i nie mieć stu kart bankowych?
Decydując się na zakup produktów za „zero procent” należy bardzo dokładnie sprawdzić warunki kredytu. Często okazuje się bowiem, że „zerowe” a więc promocyjne oprocentowanie otrzymamy kupując tylko dany produkt, danego producenta – nie daj Boże rynkowego endemita – gdzie cena specjalnie bywa zawyżona (jak powiedzieliśmy już sobie – w końcu ktoś musi przecież za to wszystko zapłacić). Innym razem „cudownie” okazuje się, że i owszem wszystko będzie za darmo, ale trzeba wykupić dodatkowe ubezpieczenie. Być może nie na samochód, a na produkt i tylko od kradzieży, ale jednak! Musicie Państwo pamiętać, że chciał nie chciał, kredytowi ratalnemu zawsze towarzyszą jakiś ukryte koszty – mogą być różne i w kuriozalnych wypadkach mogą oznaczać już nie tylko wyrobienie karty kredytowej, ale pierwszy zakup będzie musiał być zrealizowany właśnie w sklepie, w którym ją wyrobiono. I w ten oto sposób w przyszłości zapłacicie Państwo za kredyt z nawiązka. Oczywiście wymienione tu przykłady to jedynie dziecinne igraszki. Skala chwytów może przerastać Państwa najskrytsze wyobrażenie. Jedno jest pewne. Za wszystko trzeba płacić. Nie ma nic za darmo. Na koniec porada praktyczna. Korzystając z rat czy kredytu, zawsze należy zadać pytanie wprost „jaka jest łączna kwota wszystkich moich zobowiązań z tytułu zakupu tego i tego urządzenia na raty w takim a takim okresie”. Warto mieć to na piśmie w postaci wydruku kalendarza spłat i uwag w postaci innych kosztów lub zobowiązań (np. wyrobienie karty, itp.). Jeśli sprzedawca źle nas poinformuje możecie Państwo rościć swoich praw.

Jak pytać o raty nie należy
Starając się o kredyt ratalny w żadnym wypadku nie należy pytać tak: „jaka jest prowizja za kredyt” albo „jakie jest oprocentowanie rat”. Są to pytania na które twórcy „systemu” znają już odpowiedź. Oczywiście zero. Koszty dziś całkiem już inaczej się nazywają. Pięćdziesiąt lat temu klient szedł do banku i pytał tylko o jedną rzecz: jaka jest prowizja za kredyt. Mówiono mu tyle i tyle. I faktycznie był to całkowity koszt pożyczonych pieniędzy. Potem nastąpiły czasy, kiedy wszyscy mieli niską prowizję, więc ktoś zrobił ją jedynie po przecinku, a wprowadził marżę, jako opłatę dodatkową. I tak dalej, i tak dalej. Dziś mamy więc do czynienia z prowizją, marżą, opłatą od przygotowanego kredytu, od nieudzielonego kredytu, od wykorzystanej kwoty i od nie wykorzystanej kwoty. Ba! Nawet jest coś takiego, co zowie się „gotowością” (oczywiście do pobrania szmalu). Jak Państwo widzą marży i prowizji było z mało. Stąd biorąc jakikolwiek kredyt miejmy dużo rozsądku.
 

2016-05-31
x

Kontakt z redakcją

© 2025 InfoMarket